W drodze na Hoa
Jestem w drodze na górę Hoa, na której czeka na mnie coś ciekawego. Jest 20 maja, ale w Norwegii, w miejscowości Oppdal i okolicach, mimo pięknej słonecznej pogody panują jeszcze warunki zimowe. Idę więc powoli ku szczytowi, a buty zapadają się co chwila w głębokim śniegu.
Podziwiam piękne widoki i w oczekiwaniu na dotarcie na szczyt w głowie mam pewne przemyślenia, którymi chcę się podzielić, bo jestem pewien, że jest w nich wartość do zrozumienia i wykorzystania dla wielu ludzi.
Pasja: między irytacją a fascynacją
Szukanie pasji to temat, w którym pływam już od dawna. Jestem w nim zanurzony każdego dnia i wypływam tylko jak delfin, by zaczerpnąć co jakiś czas powietrza. Ten temat mnie jednocześnie irytuje i kręci.
Z jednej strony zazdrościłem ludziom, którzy są oddani pasji, wręcz pochłonięci jakąś konkretną pasją, która wypełnia ich życie. Z drugiej – chęć posiadania takiej pasji była na tyle silna, że poświęciłem bardzo dużo czasu na zgłębienie tego tematu.
Nadal nie wiem, dlaczego tak jest, że jednym łatwiej jest oddawać się pasji, a inni walczą z jej brakiem. Ale uświadomiłem sobie pewien proces, jaki nastąpił w moim życiu i dzięki któremu mogę dzisiaj przyznać, że mam pasję.
Przełom: "Pasji się nie szuka, pasję się tworzy"
Przez długi czas szukałem informacji, porad, jak znaleźć to coś, co będzie dawało mi radość i satysfakcję. Miałem wobec pasji pewne oczekiwania, bo zawsze kojarzyła mi się ze stanem szczęścia i błogości.
Te poszukiwania nie dawały efektów do czasu przeczytania książki Cala Newporta „So Good They Can’t Ignore You” (polski tytuł: „Moja praca, moja pasja”). Żaden z tych tytułów nie kojarzy się mocno z poszukiwaniem pasji – i słusznie, bo właśnie tam przeczytałem, że pasji się nie szuka, pasję się tworzy.
To zdanie to kwintesencja książki i dało mi ogromne zrozumienie tego, czym jest pasja. Zachęcam do jej przeczytania wszystkich poszukujących.
Od ucieczki do natury
Miałem taki okres w życiu, kiedy czułem się naprawdę źle. Dziś patrzę na to inaczej, ale wtedy myślałem, że to przez innych. To był czas, gdy rządziły mną negatywne emocje, a żeby je zagłuszyć, uciekałem w filmy, seriale i używki.
Pewnego dnia dopadło mnie uczucie, że to ucieczka – jak te z Alcatraz: „niby kilku uciekło, ale nie wiadomo, gdzie teraz są”. Stwierdziłem: mam dość użalania się nad sobą. Ogarnęła mnie chęć znalezienia się wśród natury, daleko od ludzi.
Poczułem w wyobraźni szum rzeki, zapach wody, lasu, muzykę natury. Wychowałem się na wsi i zawsze lubiłem przyrodę, ale ostatnio o niej zapomniałem.
Norwegia: skarbiec przyrody
Mieszkam w Norwegii, która jest bogata nie tylko w gaz i ropę, ale też w tysiące miejsc, jakich szukałem. Wcześniej widziałem tylko Atlantyk i popularne widokówkowe lokalizacje. Szybko zorientowałem się, że muszę zawęzić poszukiwania do okolicy.
Odpaliłem Google Maps i znalazłem ścieżkę w lesie. Spakowałem się, wziąłem wodę (bo miałem kaca 😆) i ruszyłem. To nie rozwiązało wszystkich problemów, ale wróciłem „cięższy i lżejszy” – przemoczony, ale z lżejszym sercem.
Samotne wyprawy: odkrycie wolności
Któregoś dnia znajomy namówił mnie na wypad w góry – najpierw niskie, potem na 1700 m n.p.m. Kilka wycieczek wymusiło zakup porządnych ubrań i butów. Próbowałem namówić znajomych, ale w dzisiejszych czasach ludzie są cholernie zajęci, a doba mija im za pstryknięciem palca. Poszedłem sam.
Cóż to było za odkrycie! Czułem się jak Kolumb i byłem dumny z samotnych wypraw. Spodobało mi się to tak, że w pewnym momencie zauważyłem, że więcej czasu spędzam na planowaniu wycieczek niż przed ekranem.
Drony i Instagram: pasja w kadrze
W samolocie z Gdańska do Trondheim (każdy lot mi się dłuży, a tu nagle myśl: „przecież jesteś dopiero nad Szwecją, idioto!”) wpadłem na pomysł nagrywania wypraw. Widoki są świetne, góry działają na psychikę, a problemy można tam zostawić.
Po analizie wybrałem DJI Neo – mały dron dla vlogerów. Neo okazał się idealnym towarzyszem: startuje z dłoni, mieści się w kieszeni i jest twardy jak Dawid Goggins. Minus? Nie widzi drzew 😅.
Zdobyliśmy razem kilka szczytów. Potem pomyślałem: „większy dron = lepsze ujęcia”. Dołączył DJI Mini 4 Pro – już nie tak kompaktowy, ale lata wyżej i dalej.
Założyłem profil „Żyję z pasją” na Instagramie, zacząłem montować w DaVinci Resolve i… nie wiem, jak to nazwać, ale kocham to. Pasja nie musi być do czegoś podobna – liczy się radość.
Podsumowanie: lekcje z gór
Dziś mam ok. 30 postów i jeszcze więcej nieudokumentowanych wypraw. Mogę to nazwać „małą pasją”, która ewoluuje.
Wnioski?
Bądź uważny – pasja może wyjść z najmniej spodziewanych momentów.
Nie irytuj się brakiem pasji – traktuj poszukiwania jak przygodę.
Rób rzeczy z zaangażowaniem – pasje pojawią się jak grzyby po deszczu lub stworzysz jedną, która porwie twoje serce.





