Tydzień, który odmienił moje życie.
To był jeden z tych tygodni, który odmienił moje życie na zawsze. Z całego spektrum życiowych lekcji, właśnie ta miała być tą najważniejszą i wywrzeć ogromny wpływ na moje dalsze losy.
W to sierpniowe późne popołudnie na jednej z norweskich wysp na Atlantyku, w wolnostojącym domu z przepięknym widokiem na morze odgrywała się pewna bitwa. Oto ja, zazwyczaj uśmiechnięty i pogodny facet przemieszczając się bez sensu w kółko po salonie, spoglądając raz po raz na górzysty teren wyrastający jakby z zatoki, toczyłem jedną z najcięższych bitew w moim życiu, bitwę z samym sobą i o samego siebie. Chodząc w kółko i powtarzając „Dlaczego mnie zdradziła”, „Dlaczego tak postąpiła”, Dlaczego kłamała”, powoli słabłem, jak tonący statek, który nabiera wody i za chwilę zniknie ze świata znajdującego się nad powierzchnią i dołączy do wszystkiego innego, co nie dało rady na tej powierzchni się utrzymać.
Czułem się odepchnięty, zdradzony, nawet już w tej chwili zmęczony setkami metrów zrobionymi w kółko i ciągłym powtarzaniem w głowie tych samych kwestii, jak aktor ćwiczący scenę do filmu. Tylko to nie był film, a życie i wiedziałem, że coś muszę zrobić, bo od zwariowania dzieliła mnie cienka linia.
W końcu usiadłem lekko uspokojony lecz nerwowo przechylając szklankę Jamesona z lodem i wpatrując się w film akcji „Księgowy”, którego już nigdy nie zapomnę za to, że pomógł mi choć na chwilę wyciszyć te wyniszczające myśli.
Budząc się rano i nie pamiętając jak położyłem się spać, cieszyłem się, że nadal jestem w wśród żywych, chociaż nie mogąc oderwać głowy od poduszki nie byłem tego w stu procentach pewien. Wtedy przyszło do mnie to uczucie, to pragnienie znalezienia się gdzieś daleko od ludzi, gdzie płynie rzeka otoczona wysokimi drzewami, a jej szum tworzy doskonałą muzykę ze śpiewem ptaków i szelestem liści muskanych przez letni wiatr. Gdzie po horyzont nie zobaczę cywilizacji i nie spotkam człowieka. Jednym dobrze otwartym okiem zacząłem przeszukiwać internet w poszukiwaniu tego cudownego miejsca w którym to czułem, że odnajdę spokój. Jak bardzo moja dusza uśmiechnęła się, kiedy w przeglądarce w wynikach wyszukiwania pokazało się kilka opcji pasujące do mojego wyobrażenia i będących w zasięgu geograficznych. Niestety śmiejąc się jeszcze spuściła w dół ramiona i brodę widząc cennik kilkudniowego pobytu. Ta opcja była na tą chwilę niemożliwa do zrealizowania ze względów czysto finansowych, mówiąc bardziej przyziemnie, byłem spłukany.
Chęć obcowania z przyrodą nie dawała mi jednak spokoju. Chwyciłem więc znowu za telefon, otworzyłem mapy Google i przełączając widok na satelitę zacząłem szukać ścieżki w lesie w najbliższej okolicy. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, znalazłem taką w odległości 5 km od mojego domu, zastanawiając się, dlaczego nie znałem tego miejsca wcześniej. To był ten moment, w którym robimy coś i tak jakby podążamy za jakimś wewnętrznym głosem nawet nie rozumiejąc tej sytuacji. Po chwili, zimnym prysznicu, szybkim śniadaniu, znalazłem się na wcześniej wypatrzonej ścieżce. Co wydawało mi się w tamtym momencie dziwne, było tam dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem. Szedłem tak przed siebie z każdym metrem coraz bardziej spokojny i zrelaksowany. Każdy następny krok stawiałem jakby lżej i pewniej, czułem jakbym przyszedł tam z plecakiem pełnym jakichś zbędnych rzeczy, opróżniając go systematycznie podczas spaceru.
Przechodząc przez kładkę nad strumieniem biegnącym obok ścieżki, mogłem już pomyśleć o wczorajszej sytuacji z większym spokojem. Dotarło do mnie, że muszę znaleźć coś co na początek pozwoli mi poczuć się lepiej i wrócić do życia. Jednak nie wszystko dzieje się tak szybko jak tego oczekujemy. Ze spaceru wróciłem bez konkretnego rozwiązania, ale bardzo spokojny i z czystym umysłem. W domu nie mogąc zbytnio znaleźć sobie miejsca, zacząłem przeglądać YouTube w poszukiwaniu rozwiązania, już wcześniej traktowałem tą platformę jako dobrego nauczyciela, mistrza, bo jest tam naprawdę kopalnia wspaniałej i pomocnej wiedzy. „Codziennie prowadzimy wewnętrzne dialogi i to od nich zależy obraz naszego realnego życia, dlatego uważaj, co tak naprawdę do siebie mówisz”. Te słowa wywarły na mnie takie wrażenie, jakbym zderzył się z japońskim pociągiem Shinkansen jadącym ponad 300 km/h. Zamarłem i wsłuchałem się całym sobą w to, co mówił Neville Goddard, bo te słowa w tym momencie rezonowały ze mną, jak żadne inne w moim dotychczasowym życiu.
Nevill radził, aby w sytuacji, w której ja obecnie się znajduję, wyłapać co jest moim głównym, obecnym, wewnętrznym dialogiem i zapisać go. Po czym zastanowić się jak obrócić ten dialog, tą sytuację, w taką, która może nie jest od razu pozytywna, bo ból nadal doskwiera, ale daje pozytywne rezultaty i jest lekcją, która przeniesie mnie na wyższy poziom świadomości i pozwoli w konsekwencji odpuścić tą sytuację. Tak szybko, jak to możliwe chwyciłem swój notes, który miał czyste i nie zmęczone strony, gotowe do przyjęcia tego, co piętrzyło się w mojej głowie. Pośpiesznie zanotowałem mój negatywny wewnętrzny dialog z najmniejszymi detalami nad którymi byłem w stanie się skupić i z największą możliwą szczerością. Po chwili miałem przed sobą mojego wroga, który tak mnie wymęczył przez ostatnie godziny i teraz mogłem go zgnieść i wyrzucić do kosza. Mogłem też zrobić coś z goła innego, zamienić wroga na przyjaciela zgodnie z radą Goddarda. Przewróciłem więc stronę i zmieniłem ten dialog w pozytywny, taki, który uczy mnie uwalniania od takich myśli najlepiej, jak potrafiłem w tamtej chwili. To było niesamowite doświadczenie. Oczywiście nie ukoiło to bólu od razu, ale było czymś, co można porównać do ruszającej się rączki od patelni, denerwuje za każdym razem, kiedy używasz patelni, jest wręcz wkurzające, a Ty nie masz w kuchni narzędzi, żeby to naprawić. Nagle na YouTube słyszysz, jak „doskonała pani domu” tłumaczy, jak można ta rączkę naprawić za pomocą noża do smarowania chleba. Ta śruba będzie się pewnie poluźniać w przyszłości, ale Ty już wiesz, jak w szybki i łatwy sposób ją naprawić.
Tego dnia odkryłem jedną z najpotężniejszych rzeczy służącą do naprawy człowieka. Moc znajdującą się pomiędzy kartką papieru, a moją dłonią trzymającą narzędzie do pisania. Od tego dnia journaling jest jedną z najważniejszych części mojego życia. Jest jak patelnia w kuchni, poduszka w sypialni, młotek w warsztacie. Jest jednym z tych najprostszych, najtańszych rzeczy o wręcz boskiej, mistycznej mocny uzdrawiania człowieka. Człowiek może się uzdrowić sam, a papier jest na to doskonałym lekarstwem doskonałym narzędziem do tego.
Usiądź więc sam ze sobą, połóż kartkę na stół, weź długopis do ręki i napisz dialog, który nieustannie prowadzisz ze sobą i który tak bardzo Cię męczy, a następnie napraw go, zamień w pozytywny w swojej głowie i napisz w tej formie na kartce obok starego dialogu. Poczuj moc zmiany, poczuj, jak wiele możesz dokonać samemu. W załączniku pod tym artykułem wkrótce znajdzie się journal w formacie pdf, który poprowadzi Cię za rękę w procesie uzdrawiania swoich negatywnych wewnętrznych dialogów. Journal „Moje wewnętrzne dialogi” pobierzesz całkowicie za darmo i możesz drukować strony przeznaczone na każdy kolejny dzień, po czym usiać samemu w ciszy i odosobnieniu będąc szczerym ze sobą i przelewając myśli na papier.
Jeśli chcesz mieć elegancki dziennik, w pięknej, oprawie, która będzie przypominała Ci nad czym teraz pracujesz i możesz mieć go ze sobą przez cały czas, odwiedź stronę Amazon.com. Tam znajduje się narzędzie skonstruowane w ten sposób, aby nauczyć Cię w 30 dni, jak automatycznie zamieniać złe, czasem bardzo negatywne sytuacje, które się zdarzyły, w takie, które przeniosą Cie na poziom świadomości o jakim nigdy nawet nie marzyłeś, bo nie zdawałeś sobie sprawy z jego istnienia.
Życzę przyjemnej i owocnej pracy nad sobą z nowym narzędziem. Pamiętaj, że sukces, to bycie lepszym dzisiaj od siebie z wczoraj :)
Do zobaczenia w następnym artykule.
Ten artykuł powstał dzięki:
Radek Budnicki - Lepiej Teraz
Nikita - Nauczycielka Angielskiego
Dominik Juszczyk - Trener Mocnych Stron Gallupa



